Rozczarowujący początek rundy wiosennej, wydłużająca się zła passa na wyjazdach, bojowe nastroje oraz chęć zwolnienia trenera przez kibiców. Taką wyboistą drogę musiał przebyć Lech Poznań, aby poskładać się na nowo – w niezmienionym składzie – oraz wrócić do walki o mistrzostwo kraju. I choć początkowo jego sympatycy zachowywali ostrożność, po ostatnim spotkaniu w Krakowie ich nadzieje zostały wzbudzone na nowo.
Po przegranym mecz z Legią, w Poznaniu zapadły nie najlepsze nastroje. Wielu skreślało już ten sezon, nie marząc o najmniejszym nawet sukcesie. Myśl o zbliżającym się spotkaniu z dobrze dysponowaną wtedy Jagiellonią również nie poprawiała tego stanu. Moment ten okazał się jednak przełomowy dla lechitów. Najpierw pewne, wysokie zwycięstwo z liderem z Białegostoku, kolejne z Lechią – co akurat nie powinno specjalnie dziwić, patrząc na dyspozycji gdańszczan – i przerwa na kadrę. Niektórzy przed nią drżeli, inni spokojnie, ale i z tęsknotą oczekiwali wznowienia rozgrywek. Następująca po tych kilkunastu dniach kolejka przyniosła Lechowi szereg rozstrzygnięć, których po prostu nie mógł nie wykorzystać. Mecz z krakowską Wisłą nie rozgrywał się bowiem tylko o trzy punkty, a aż sześć.
29. seria spotkań Lotto Ekstraklasy wreszcie przyniosła „Kolejorzowi” przełamanie na wyjeździe. Podopieczni Nenada Bjelicy zdołali zdobyć pełną pulę punktów na obcym terenie po raz pierwszy od 20 sierpnia ubiegłego roku. I mimo że ten mecz nie zaczął się po ich myśli, odwrócili jego losy i skarcili Wisłę Kraków trzykrotnie. Konsekwencja w defensywie, skuteczność i zrozumienie w ofensywie, dodatkowo smaczek w postaci kolejnego wychowanka w podstawowym składzie. Lech wyłączył z gry Carlitosa, napastnika „Białej Gwiazdy” (choć ten zdołał zdobyć piękną bramkę z rzutu wolnego), i zdominował cały zespół gospodarzy – ten sam, który jeszcze nie tak dawno pewnie pokonał Legię.
Takiego Kolejorza w tym sezonie jeszcze nie było. Trenera, który wyciągnąłby go z kryzysu – nigdy. Lech wraca do walki o mistrzostwo Polski na przekór przeciwnikom i ku ogromnej uciesze swoich sympatyków. Patrząc na aktualną dyspozycję Legii i Jagiellonii naprawdę nie może zmarnować nadarzającej się okazji. Choć wielu może się ze mną nie zgodzić, ponieważ „Wielki Lech”, którego pragnie jego każdy kibic, nie powinien patrzeć na innych, a konsekwentnie robić swoje. Sezon ułożył się jednak tak, a nie inaczej. Jeśli jednak zawodnicy niebiesko-białej lokomotywy zdołają utrzymać obecny poziom do końca sezonu, możemy spać spokojnie. Teraz jednak liczy się to, co czeka w sobotę, czyli Górnik Zabrze.
Tekst pierwotnie został opublikowany na stronie Fenestra. Gazeta Studencka..
Zdjęcie: accredito.com